środa, 9 lipca 2014

Statystyki

Że statystyka kłamie - to oczywiste. Wszak gdy wychodzę z psem na spacer statystycznie mamy po 3 nogi.
Że ludzie niemyślą (celowo pisane razem) - też oczywiste. Wypowiedzi konkretnych cytować nie będę, wystarczy pogląd na całokształt.
Tematem statystycznego podsumowania, które kłamie i powoduje niemyślność jest podsumowanie pierwszego roku działania rządowego programu in-vitro, które pechowo zbiegło się ze sprawą profesora Ch. i dziecka "uszkodzonego" po takim zapłodnieniu.




Czytacie to, co ja? 7939 par w trakcie leczenia, 72,4 mln wydanych złotych. To daje ponad 9 000 zł na parę! Dziewięć tysięcy!
A w porównaniu do ilości ciąż to wypada jeszcze gorzej. Uzyskanie jednej ciąży to aż 28 292 złote i 30 groszy. A "becikowe" (też program rządowy) to zaledwie 1000 zł.
Mamy tylko 214 urodzonych dzieci. Co z pozostałymi? Szlag je trafił i poroniły się same, czy były "uszkodzone" jak dziecko pacjentki profesora Ch. i zostały legalnie usunięte? Bo czyż nie tak ze statystyki wynika?
A nie, drodzy państwo.

Kiedyś znajomy opowiadał historyjkę z życia studenckiego. Profesor zapytał, w którym miesiącu rodzi się najwięcej dzieci.
Studenci myślą, kombinują. Ludzie wyjeżdżają na wakacje, wtedy więcej się pije i mniej uważa, czyli... chwileczkę, od lipca to będzie jakoś marzec? A może raczej długie zimowe wieczory sprzyjają dłuższemu wylegiwaniu się w łóżku i wzajemnemu ogrzewaniu - wtedy to będzie raczej wrzesień?
- Nikt nie wie? - pyta znów profesor. - W dziewiątym!

Historyjka aż się prosi o uzupełnienie.
- Jednak we wrześniu! - wykrzyknęła blondynka z końca sali.

Najwięcej dzieci rodzi się w 9 miesiącu. Niektóre nieco wcześniej, ale to inna historia.
Policzmy to porządnie.
Do programu rządowego zgłasza się para. Ludzie ci zostają po trwających jakiś czas badaniach zakwalifikowani. Niech będzie, że badania potrwają miesiąc, chociaż nie jestem pewna, czy w miesiąc da się zrobić wszystkie potrzebne badania. Ale załóżmy, że się da.
Później kolejny miesiąc przynajmniej, żeby pobrać komórki jajowe od kobiety. I tak wychodzi nam, że już w 2 miesiącu działania programu będzie możliwość "zapłodnienia pozaustrojowego". Później przeniesienie potencjalnego dziecka do ciała kobiety i kilka dni czekania, żeby dowiedzieć się, czy jest ciąża, czy nie. I wychodzi nam 3 miesiąc programu.
12 miesięcy roku - 3 miesiące = 9 miesięcy ciąży. Z tych rachunków wychodzi, że dziecko poczęte na samiutkim początku programu urodzi się tuż przed jego pierwszą rocznicą. Czy ja źle liczę, czy te 214 urodzonych dzieci to całkiem sporo?

Wiem, że rodzice dzieci niepełnosprawnych oburzają się, że świadczenie dla nich to zaledwie 800 zł miesięcznie (+ 200 zł dodatku rządowego i +153 zł zasiłku). Że "becikowe" rozdawane jest każdemu bez względu na dochód. Że emerytura, renta i zasiłek rodzinny.
Wiem, że za pieniądze przeznaczone na ten program można by wybudować nową drogę.
Wiem, że pragnienie dziecka jest jednym z najsilniejszych uczuć.
214 dzieci już jest na świecie. Będą kolejne, być może aż 2 559. Ale na to podsumowanie musimy poczekać. Będzie dopiero jak dzieci poczęte w pierwszym roku programu się urodzą.
Być może 1/3 par zakwalifikowanych do programu będzie cieszyć się upragnionym maleństwem.
Nie warto?


Niebawem zaczyna się kolejny rządowy program - darmowe podręczniki dla pierwszoklasistów...